Portret rektora-mobbera

mobbing lektura

Portret rektora-mobbera

(na podstawie – Estreicher Karol – Dziennik wypadków tom V 1973-77)

Obywatel Rektor Mieczysław Karaś –

rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego (1972-1977)

Mieczysław Karaś rozpoczął studia polonistyczne na Uniwersytecie zaraz po wojnie. Pochodzi ze wsi z pod Niwisk. Ojciec jego był tam kowalem. Prawdy o wiejskiej młodo­ści Karasia niepodobna się dowiedzieć — tak starannie ją ukrywa i zaciera.

Mówią, że w 1944 czy 1945 roku ojciec Karasia, za jakieś zdrady czy zbrodnie wobec AK-owców został stracony z podziemnego wyroku. Mówią, że Mieczysław Karaś został przy tym pobity i że stracił oko (istotnie nie ma jednego oka, a na drugie widzi bardzo źle).

Karaś na polonistyce poświęcił się studiom językoznawczym pod kierunkiem Nitscha i Taszyckiego. Już w trakcie studiów zapisał się do Partii, a w 1957 roku, popierany przez Taszyckiego, zaczął karierę jako sekretarz Podstawowej Organizacji Partyjnej.

Inteligentny, bystry, ambitny. Mówi po niemiecku. Bardzo szybko się orientuje. Chciwie słucha plotek o drugich — nawet je prowokuje. Zawsze wygaduje (w 4 oczy) na nieobec­nych. Wypytuje się i daje posłuch ujemnym wiadomościom. Umie budzić zaufanie i nacią­ga kolegów na zwierzenia. Udaje życzliwego.

Od czasu do czasu pokazuje swą prawdziwą twarz. Widać ją zwłaszcza, gdy rozmawia z wyższymi od siebie członkami Partii, dygnita­rzami łub moskiewskimi wysłannikami. Twarz zmienia mu się wówczas z nerwowej i nie­uprzejmej na pogodną, dobroduszną i ustępliwą. Nie umie ukryć swego płaszczenia się.

Gdy tylko dygnitarz wyjdzie wraca dawny grymas. Jeszcze dawniej, gdy nie rozsiadł się tak w rektorskiej todze — panował nad zdenerwowaniem i niecierpliwością. Teraz, gdy honory rektorskie już mu zupełnie przewróciły w głowie — w stosunku do osób od niego zależnych staje się dosłownie niegrzeczny. Nigdy żaden hrabia Potocki, żaden dęty szlachetka nigdy nie traktował tak służby jak Karaś swych kolegów czy podwładnych. Jest władczy opryskliwy, niecierpliwy. Beszta, wyrzuca z pokoju, mówi rzeczy przykre nie tając kto doniósł mu to czy owo, grozi, żąda i nie dotrzymuje. Mianowanie rekto­rem przez ministra Kaliskiego (takiego samego wojskowego autokratę) przewróciło Karasiowi w głowie. Wszedł także do KC Partii, wprawdzie na drugorzędne stanowisko, ale i to przewróciło mu w głowie. Do reszty w głowie przewróciła mu posiadana władza.

A nie jest ona wcale taka mała. To władza nad około dwudziestoma tysiącami osób profesorów, urzędników i studentów. Ogromne fundusze, majątki, zakłady, rozbież­ne sprawy. Władza rektora jest nieograniczona. On mianuje, on decyduje; jemu narazić się oznacza znaleźć się natychmiast w sytuacji bez wyjścia. Rektor posługuje się sforą urzędników — niewychowanych, prymitywnych, niewykształconych, których osadził na Uniwersytecie….

Cała ta, jak powiadam, sfora nieciekawych osobistości stoi gotowa, korna i posłuszna do spuszczania ze smyczy, by działać na rozkaz Magnificencji.

Od niego zależą awanse, nagrody, pozwolenia, opinie, paszporty. Sfora urzędników i sekretarzy donosi codziennie Jego Magnificencji Obywatelowi Rektorowi ostatnie plotki. Zależnie od nich rektor wydaje decyzje. Chce o wszystkim wiedzieć, aby karać lub nagradzać.

Obok urzędników spodlonych i ogłupiałych, z grona profesorów rektor dobiera sobie posłuszne swej woli narzędzia…”

22 stycznia wtorek

Rano seminarium. Po południu wykład o muzeach amerykańskich.

Byłem u prorektora Buszki. Był prorektor Strzałkowski i przypominam im sprawę Pustowskich i nacisków abym oddał lokal. Wszyscy boją się rektora Karasia. Bezwzględ­ny, brutalny dla słabych, ordynarny w odezwaniach, żądny władzy, płaszczący się przed dygnitarzami partyjnymi... Nienawidzący dawnej inteligencji (niczym Gomułka), uwa­ża nas wszystkich za reakcjonistów, których trzeba wytępić („wytępić dynastię Estreicherów” z Uniwersytetu Jagiellońskiego”).

Jego Magnificencja Rektor” Karaś

r.1977 28 czerwca wtorek

Q Mieczysławie Karasiu mianowanym rektorze Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Mieczysław Karaś konsekwentnie przeprowadza program tępienia mej osoby w Uni­wersytecie Jagiellońskim.

Jest to osobnik chory, nieopanowany, niebywale brutalny. Nie zna granic dla upustu swej złości — a w złość wpada zawsze i wszędzie, wystarczy, że w tym dniu gorzej widzi, lub spotyka go jakaś przykrość. Nienawidzi. Pomiata wszystkimi, którzy są od niego za­leżni. Wyraża się to terrorem i besztaniem, groźbami i złośliwością. Wyrażane jest to głośno, przy wszystkich, nawet przy uczniach, nie mówiąc już o asystentach czy perso­nelu administracyjnym Uniwersytetu.

Jest dobrze ułożony, uprzejmy wobec stojących wyżej od niego. Wówczas potrafi roztaczać czar swej dość ograniczonej inteligencji.

Rządzi Uniwersytetem od prawie 20 lat. W roku 1957 został sekretarzem organizacji partyjnej, potem prorektorem, rektorem (ob. 29 VI i 10 VIII jego zgon).

Te wszystkie wady Karasia nie są wynikiem przypadkowym. Są dyktowane, żądane przez Ministrów Szkolnictwa Wyższego (aktualnie min. Kaliski), przez Partię i przez rządzące nami siły, głęboko ukryte, ale czujne i wpływające.

Karaś w ciągu tych dwudziestu lat, jeżeli nie zniszczył dawną strukturę Uniwersytetu Jagiellońskiego to ją bardzo, bardzo nadwyrężył. Poczytuje się mu to za zasługę.

Przede wszystkim rozłożył nauki humanistyczne. Zupełnie rozłożył naukę histo­rii, obniżył (przy pomocy innych) filologię polską — przede wszystkim historię lite­ratury (Henryk Markiewicz wykłada mało przydatną i iluzoryczną teorię badań literackich), obniżył (przy pomocy Kalinowskiego i Porebskiego) Instytut Historii Sztuki. Wprowadził nadmiar kursów, sympozjonów, zjazdów naukowych, z których nic nie wynika. Studia antyreligii, wykłady „świeckie”, etc. Prawo zmienione zosta­ło w szkołę milicyjną. To tylko drobna część prawdy o działalności Karasia na Uni­wersytecie.

30 czerwca czwartek

Wszędzie i wszystko na Uniwersytecie jest opóźnione, utrudniane, zaprzeczane. Do rektoratu nie przychodzą profesorowie, bo są źle, niegrzecznie traktowani. Jak wszyscy ludzie kalecy — a jest Karaś prawie ślepy (są dni kiedy bardzo źle widzi — jego wście­kłość jest wówczas tym większa) — posiada dobrą pamięć. Gdy do Karasia przyjdzie ja­kiś kolega żądając lub prosząc o coś, może być pewien, że usłyszy jakieś nieprzyjemne fakty ze swojego życia prywatnego czy publicznego. W ten sposób zastrasza i onieśmie­la. Kończy się tym, że rozmaici profesorowie czy docenci, asystenci, członkowie Senatu unikają wszelkich stosunków z Karasiem.

Lipiec

l lipca piątek

Niesmaczny w najwyższym stopniu telefon od Serczyka, dyrektor Biblioteki Jagiel­lońskiej. W przyszłym tygodniu ma przyjechać do Krakowa jakiś dziennikarz amerykań­ski, aby dowiadywać się o sprawę rękopisów muzycznych Staats-Bibliothek z Berlina.

Karaś zarządza (!?) abym stawił się w gabinecie dyrektora Biblioteki Jagiellońskiej i odbył wywiad. Mam mówić razem z Serczykiem. Obu nam nie wolno mówić po angiel­sku, a tylko przez tłumacza.

Odpowiedziałem Serczykowi, że jeżeli Ministerstwo pragnie abym udzielił wywiadu, to może porozumieć się bezpośrednio ze mną. Nie ma w Polsce ani ustawy, ani rozpo­rządzenia zabraniającego mówienia w obcym języku. Oblałem Serczyka zimną wodą.

Serczyk — „Pan wie jaki jest Karaś.”

Estreicher — „Dość tego kopania nas. Jestem człowiekiem wolnym, a nie niewolni­kiem.

Etc… Serczyk po zastanowieniu się przyznał mi rację — ale wątpię aby uczynił to szczerze.

23 sierpnia sobota

Mianowanie Karasia rektorem UJ przeszło cicho, nawet bez wzmianek w prasie. Pan Minister-Generał mianował go podobno na żądanie komórki partyjnej w UJ, a wbrew opinii urzędników ministerialnych.

Opinie Karaś ma jak najgorsze. Jest słabym uczonym, człowiekiem pozbawionym kultury, nieskończenie ambitnym, dokuczliwym, a przy tym nieskończenie oddanym najciemniejszym siłom.

Miewa czasem jakieś rozumne posunięcia, ale niemal zawsze toną one w brutalności postępowania. Czasami zachowuje się jak pastuch na pastwisku, strzela z bata, wrzesz­czy, grozi, popędza. Niecierpliwy, gardzący słabszymi i zależnymi od siebie, układny, uprzejmy i życzliwy wobec możnych.

Z dziennika wypadków w życiu akademickim w PRL

Komentarze 2

Dodaj komentarz